Cisza przed burzą... Tak zwykle mówimy, gdy mamy przeczucie, że coś się wydarzy. Zawsze najpierw przychodzi mi na myśl Szekspirowska "Burza" (nie szukajcie jednak tego polskiego słowa w oryginalnym tytule: "The Tempest") ... To takie małe "skrzywienie" literackie bardzo, ale to bardzo zakochanej w literaturze angielskiej, lektorki. To właśnie od Szekspira, i nie będę tu oryginalna, zaczęła się moja podróż w czasie i przestrzeni z językiem angielskim. Tak swoją drogą, już ponad miliard osób na świecie uczy się języka angielskiego, więc... sam Szekspir, a raczej jego twórczość, jest też świetnym przykładem na to, jak skutecznie, i przez wieki, można promować język angielski. Ale, na samym początku, lata świetlne przed moim poznaniem dzieł sławnego dramaturga, były angielskie piosenki... I kilkanaście pierwszych lekcji w Miejskim Domu Kultury w grupie dla dzieci klas 3., gdzie poznałam melodię języka i... odmianę czasownika "to be". Okazuje się, że te z pozoru odległe od siebie w czasie zdarzenia, mają jednak wspólny mianownik... I jest nim, a jakże, język angielski. Od nauki podstaw i odmiany czasownika już jest tylko krok... milowy (choć nie chodzimy po Stumilowym Lesie w stumilowych butach) do czytania w oryginale Szekspira.:) Do czytania jego "Króla Leara". "Król Lear". Genialna sztuka. Maestria języka. Prawdziwa cisza przed burzą... jak to bywa w dramacie.
W takim razie "the calm before the storm" to bardzo trafne określenie, które pasuje także do nauki języka angielskiego. Po pierwsze, Anglicy to wyspiarze. Po drugie, obserwacja morza, oceanu, to naturalna czynność żeglarzy... A Anglicy to właśnie naród żeglarzy. Po trzecie, płynąc przez morze skojarzeń, rozbijamy obóz na bezludnej wyspie... gdzie jesteśmy już tylko my. I zaczynamy robinsonadę, przygodę dla wytrwałych z nauką języka angielskiego. Ulubiona powieść? I znowu rzut w kierunku literatury angielskiej... Może "Robinson Crusoe"? Nie. To jednak byłoby za proste... Zbyt proste... Robinson nie był najlepszym nauczycielem, tak swoją drogą.:)
Na szkoleniach i konferencjach dla lektorów języka angielskiego spotykam ich często. Kogo? Brytyjczyków, rzecz jasna. "Native speakerów", czyli rodzimych użytkowników języka. Jeden z nich, podczas mojego wykładu dla nauczycieli, tak właśnie zareagował na zdjęcie morza, którym zilustrowałam przykład zmian w nauczaniu. "The calm before the storm", tak właśnie powiedział. I miał rację... Przejście od nauczania analogowego do cyfrowego zawsze poprzedza... cisza przed burzą. Ale ten londyńczyk, powiedział też to, co mu pierwsze przyszło na myśl... Powiedział to instynktownie... Poza nim nikt nie skojarzył obrazu pozornie spokojnego morza z... burzą. I z etapem aż tak daleko idących zmian. A uczenie innych języka angielskiego, uczenie cyfrowe, wymaga od nas zmian. Przestawiamy się całkowicie. I z ciszy... wpadamy w sam środek szalonej, tropikalnej, szekspirowskiej... burzy.:)
Mowa jest srebrem, milczenie jest
złotem. Tak, to prawda. Jednak nie w trakcie zajęć z nauki języka angielskiego.
Łatwo więc mogę przewartościować to przysłowie. Mowa jest złotem…, dlatego w języku polskim mamy przymiotnik
„złotousty”, na określenie osoby, którą natura obdarzyła darem przemawiania. W
języku angielskim znajdziemy natomiast „the
golden speech”, na określenie wyjątkowej przemowy, wygłoszonej przez brytyjską królową Elżbietę I przed
zgromadzeniem Parlamentu w 1601 r. Dziś „golden speech” w tym języku to synonim sztuki przemawiania a „golden mouth” określa
osobę, która w tej sztuce doszła do perfekcji.
#1 Never Say Never
Dlaczego tak ważne jest mówienie?
Dlaczego podczas zajęć z biznesowego
języka angielskiego uczestnicy szkoleń i kursów, na wszystkich poziomach
zaawansowania, przede wszystkim są nastawieni na rozwijanie umiejętności
mówienia? Dlaczego, w końcu, mowa jest złotem? Myślę, że odpowiedź na tak
postawione pytania jest banalnie wręcz prosta. Dzięki temu jak mówimy w języku
obcym, budujemy swój własny wizerunek. To nasz język „sprzedaje” nas samych. To
język zdradza nasze podejście do nauki, a więc także do pracy.
***
Wreszcie, to jak inni nas słyszą,
powoduje że jesteśmy lepiej bądź gorzej oceniani. To właśnie umiejętność
posługiwania się językiem obcym, buduje nasz obraz w oczach innych. Buduje go
skutecznie i, często, na całe lata. Raz utrwalony wizerunek trudno potem
zmienić. Jednak nigdy nie jest za późno na naukę, więc … nigdy nie mów nigdy – never say never.
#2 Mirror Image
Zawsze pamiętam moment, kiedy na
pierwszych zajęciach z grupą przechodzę z języka ojczystego na język angielski.
Ten moment jest, w pewnym sensie oczywiście, magiczny. To jak przejście na drugą stronę lustra. Widzisz innych jeszcze tak
samo, choć już wiesz, że za chwilę to się zmieni… Pojawia się, jak ja to
nazywam, lustrzane odbicie. Chwilowe wrażenie. Obraz odbity na wodzie naszych umiejętności.
Potem już słyszysz innych
inaczej. Zazwyczaj ludzie wtedy milkną. Zaczyna się przestawianie ich własnego
odbioru na melodię języka angielskiego. Najpierw wyławiają pojedyncze słowa,
potem całe zdania, aż wreszcie pojawia się całość komunikatu. Zazwyczaj osoby
zebrane na szkoleniu czy kursie językowym zaczynają też pilnie obserwować mówcę. To, co mogło zostać
pominięte w języku ojczystym, w języku obcym wymaga skupienia i wytężonej
uwagi. Widzę, jak uczestnicy obserwują to, jak do nich mówię. Pojawia się też
zawsze ten sam odruch. Wszyscy słuchacze mimowolnie zaczynają patrzeć na
mówiącego. I wtedy ci, co uwielbiają sztukę przemawiania, mają okazję do
zaistnienia w języku angielskim przed własną publicznością. Dlatego ten moment,
jedyny w swoim rodzaju, moment przełączania się na fale obcego języka, jest
taki wyjątkowy.
# 3 Business Mirror
Złoto, magia, przejście na drugą
stronę lustra…. . Are you talking to me?Czy to wciąż jest wpis o
sztuce mówienia w języku obcym? Myślę, że tak. Wszyscy przecież kreujemy swoją rzeczywistość.
Ja - stale pracuję nad rzeczywistością językową. Mam to szczęście, że obserwuję,
jak moi uczniowie łamią barierę lęku, strachu i niepewności. Jak pokonują
własne ograniczenia. Jak przechodzą kolejne etapy „wtajemniczenia” językowego.
Każdy z tych etapów jest okupiony ogromną pracą, wytrwałością i siłą woli. Chęcią
poszukiwania i odkrywania. I, to, co jest w mojej pracy najważniejsze, to fakt,
że każdy ma szansę na to, aby lepiej, płynniej i pewniej mówić w języku
angielskim. To jest wybór, którą drogą pójdziemy. To jak przechodzenie na drugą
stronę lustra. To nasza podróż w nieznane. Podróż, podczas której także lepiej
poznajemy siebie…
To jak z praktykowaniem magii na oczach widzów. Wszyscy wiemy, że
prestidigitatorzy wciągają nas w sztukę iluzji. Jednak ulegamy im. Dajemy się
wciągać. Wierzymy w sztukę tworzenia pozorów. W sztukę imitacji.
Po spektaklu czujemy się lepiej,
jeśli zaufaliśmy zręczności iluzjonisty. Tak samo jest z imitowaniem języka
obcego. Jeśli zaufamy nauczycielowi i zostaniemy wciągnięci w jego sposób
myślenia o języku, wtedy dajemy się prowadzić. Wierzymy, że ta droga doprowadzi
nas do celu. Zostaliśmy już uwiedzeni, więc urok trwa. Dlatego po skończonych
zajęciach podejmujemy ryzyko. Uczymy się, mimo wysiłku, którym to okupujemy. Ja także miałam to szczęście. Dałam się oczarować nauczycielom, z którymi warto
było się uczyć. Tego też wciąż wszystkim życzę. Odrobina magii jest nam
wszystkim bardzo potrzebna.
Czy
nauczanie języka biznesu może być twórcze również dla tych, których uczymy? Czy
uczenie innych języka obcego, zwłaszcza specjalistycznego, to tylko rutyna i
utrwalanie schematu? Czy można przełamywać barierę myślenia o „języku w
języku”? Myślę, że tak. I to skutecznie.
#1 Słowo jako obraz
Ji Lee, artysta grafik i dyrektor kreatywny Facebooka, wydał w 2011 r. książkę „Word as Image”. To zbiór prawie
stu, perfekcyjnie opracowanych animowanych grafik, które przedstawiają słowo jako obraz.
Reprezentacja graficzna słowa właśnie tu staje się najważniejsza. Skłania do
skojarzeń. Podsuwa pomysły. Odsłania, wreszcie, metaforykę słów i magię znaczeń
zawartą w prostych literach. Często zbudowany obraz podpowiada skojarzenia nie
wprost. Odsyła nas do spenetrowania własnej graficznej wyobraźni. I, do tego,
uczy. Uczy wyobraźni. Testuje ją zarówno na poziomie obrazu, jak i tekstu. Ale,
przede wszystkim, jest odniesieniem kulturowym, osadzonym mocno w anglosaskiej
tradycji.
Ji Lee, Word as Image, 2011, Perigee Books, a Division of Penguin Books
#2 Słowo jako znak
Ucząc innych języka
specjalistycznego, w moim przypadku – biznesowego języka angielskiego-
odwołuję się do wspólnych doświadczeń, jakie mogę mieć z grupą ludzi. Do
podobnego, zbudowanego na zbliżonych skojarzeniach sposobu pojmowania świata.
Do utrwalonego, znajomego kodu językowego. I w tym przypadku semiotyka, czyli
nauka o znakach, doskonale uatrakcyjnia szkolenia biznesowe. Słowo, słowo
pisane, jest przecież znakiem. I wszyscy świetnie je rozpoznajemy, gdyż
codziennie widzimy znaki wokół siebie. Stosujemy skróty graficzne, piszemy sms-y i maile, używamy mediów społecznościowych, a co za tym idzie, używamy
emotikonów. I te wszystkie uśmiechnięte (zazwyczaj) ikonki, są świetnym
dopełnieniem rozważań na temat znaczenia znaków w naszym świecie. J
Użytkownicy Facebooka i Twitterawiedzą, jak łatwo prosty tekst „ubrać” w
przenośne znaczenie. To, czego nie powiedzą słowa, powie nam obrazJL.
Taki, jak ten, wykreowany na zajęciach z amerykańskimi studentami grafiki,
przez Ji Lee. Znak naszych czasów, ale, przede wszystkim, znak przenoszący nas
do amerykańskiego sposobu myślenia o świecie, w tym o świecie biznesu także.
Keep smiling! Don’t worry. Be happy!
Ji Lee, Word as Image, 2011, Perigee Books, a Division of Penguin Books
#3 Na początku było… słowo?
Jeśli na początku było słowo…
Ji Lee, Word as Image, 2011, Perigee Books, a Division of Penguin Books
… to zaraz za nim, a może właśnie
odwrotnie, na samym prapoczątku, był także pomysł. Idea. Prosta. Klarowna.
Bogata w znaczenie. Wszyscy użytkownicy Facebooka wiedzą, jak zrobić sobie
zdjęcie, jeśli nie ma nikogo, kto mógłby nam w tym pomóc. Tak więc, na
początku jest czynność, a zarazem potem, chęć jej nazwania. W ten sposób stale
poszerzamy granice języka. Dlatego angielskim słowem roku 2013 stało się, zasłużenie, słowo „SELFIE”. Co to znaczy? Nic prostszego. To fotografia zrobiona samemu
sobie, np. smartfonem i umieszczona na portalach społecznościowych. Słowo to
robi zawrotną karierę. I dziś wszyscy go używamy. I to nie tylko w języku angielskim...